kokos26 kokos26
1808
BLOG

„Długie ramię Moskwy” obejmuje nas „czule”

kokos26 kokos26 Polityka Obserwuj notkę 11

Niedawno w Częstochowie po zaledwie dwóch dobach poszukiwań policja zatrzymała mordercę znanego w tym mieście taksówkarza. Do ujęcia sprawcy w dużej mierze przyczynił się dość słabej jakości zapis z monitoringu w jednym z dużych supermarketów.

Policja we wszystkich wiodących mediach triumfowała chwaląc się, że taki zapis wystarcza, gdyż charakterystyczny chód sprawcy i inne jego cechy analizują świetni specjaliści, którzy najczęściej bez pudła są w stanie wytypować sprawcę. Zresztą potwierdza to wiele innych spraw takich jak pobicia, napady na banki czy uliczne akty przemocy.

Zapisy wideo to dla organów ścigania bardzo pomocne narzędzie, jednak czy zawsze?

20 października 2005 roku, na dwa dni przed drugą turą wyborów prezydenckich w Warszawie doszło do największego w stolicy od 1939 roku, alarmu bombowego. Na przystankach tramwajowych nieznani sprawcy podłożyli kilkanaście ładunków wybuchowych, które później okazały się atrapami.

Mimo tego, iż jednego z podejrzanych zarejestrowały kamery monitoringu, sprawców do dziś nie odnaleziono, a całą sprawę umorzono w 2008 roku.

Jeszcze, kiedy policja odnajdowała kolejne atrapy bomb, do mediów dotarł anonimowy e-mail o treści:

"Kaczyński = wojna (...) Wybór Kaczyńskiego to budowa Polski ksenofobicznej. (...)".

Dzisiaj o tamtej historii mało już, kto pamięta. Przypominam sobie, że wówczas mnożyły się spekulacje, że było to dzieło służb specjalnych, które w ten sposób próbowały pomóc Donaldowi Tuskowi w pokonaniu jego kontrkandydata, śp. Lecha Kaczyńskiego. Takie podejrzenia bardzo uprawdopodobniała historia z tej samej kampanii wyborczej, kiedy to uszyta na potrzeby wyborów, tak zwana „sprawa Jaruckiej” z Konstantym Miodowiczem i Wojciechem Brochwiczem w tle, doprowadziła do wycofania się z wyborów Włodzimierza Cimoszewicza.

Od tamtych zapomnianych wydarzeń minęło już ponad sześć lat. Nikt do nich by dzisiaj już nie wracał gdyby nie pojawiła się niedawno za sprawą Ludwika Dorna wiadomość, że tuż przed zaprzysiężeniem na prezydenta, śp. Lecha Kaczyńskiego, Wojskowe Służby Informacyjne przekazały najważniejszym służbom w państwie ostrzeżenie o planowanym w Warszawie przez Al-Kaidę zamachu terrorystycznym. Ponadto WSI miały podobno zalecać wprowadzenie stanu wyjątkowego, co uniemożliwiłoby zaprzysiężenie nowego prezydenta.

Rodzi się podejrzenie, że owe atrapy bomb podłożone tuż przed decydującą rozgrywką wyborczą były niejako przygotowaniem się, takim rozpoznaniem w boju, przed decydująca akcją służb, mającą w razie zwycięstwa Lecha Kaczyńskiego uniemożliwić mu objęcie najwyższego urzędu w państwie.

Nie sądzę, aby w dzisiejszej Polsce ktoś specjalnie drążył ten temat, który w każdym poważnym państwie stałby się sensacją numer jeden i niewyobrażalnym skandalem.

Czego dowiedzielibyśmy się o III RP, „demokratycznym państwie prawa”, gdyby owe spekulacje, które przecież układają się w dość logiczną całość okazały się prawdą?

Otóż dowiedzielibyśmy się, że służby specjalne, których takim bardzo ogólnie określonym zadaniem jest służenie demokratycznemu państwu, wystąpiły przeciwko niemu.

Czym bowiem jest próba uniemożliwienie narodowi sprawowania władzy poprzez wybranego przez ten naród prezydenta? Czym jest nierespektowanie wyroków demokracji i organizowanie prowokacji wymierzonej w ustrój? Czy nie nazywa się tego na świecie zamachem stanu?

Przeczytałem z wielkim zainteresowaniem historyczną pracę Sławomira Cenckiewicza, „Długie Ramię Moskwy”.

Nie powiem, że treść tej książki mnie jakoś specjalnie zaskoczyła czy przeraziła. Ja nie spodziewałem się dowiedzieć niczego innego na temat służby specjalnej o nazwie WSI, niż autor zawarł w tej z benedyktyńską pracowitością napisanej książce.

Dokumenty, logiczne wnioski, słuszna teza i przeprowadzony dowód utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, czym były te służby zakładane, kierowane i szkolone od samego początku przez sowietów i im tak naprawdę służące.

Tu poraża zupełnie coś innego.

Jak można było tak groźny i niebezpieczny dla państwa sowiecki twór przenieść nienaruszony w podobno nową rzeczywistość jak powstała w 1989 roku? A przecież tak się stało gdyż oprócz nazwy nie zmieniono dosłownie nic.

 Ilość obrońców rozwiązanych WSI walczących jeszcze dzisiaj o ich „dobre imię” i działających aktywnie w III RP budzi mój najwyższy niepokój. Jest w to zaangażowana cała rzesza „najwyżej cenionych” dziennikarzy, „wiodące media” oraz wszystkie mianowane i namaszczone przez salon autorytety.

A już zupełnym skandalem jest dorabianie w mediach „strasznej gęby”, Antoniemu Macierewiczowi, likwidatorowi WSI przy jednoczesnym pudrowaniu, upiększaniu i fetowaniu w telewizyjnych i radiowych studiach, kursanta GRU i ostatniego szefa WSI, generała Marka Dukaczewskiego.

Mamy kolejny dowód na to, że „Długie ramię Moskwy” ma się dobrze i coraz „czulej” nas obejmuje, zwłaszcza po 10 kwietnia 2010 roku.

Te „czułe” objecie czy wręcz uścisk umożliwia do dziś, w dużej mierze przemilczany w III RP pewien fakt.

Otóż według raportu z weryfikacji WSI i przytoczonych tam akt sprawy o kryptonimie „Gwiazda”, ostatni szef WSW, gen. Edmund Buła rozkazał sfilmować przed zniszczeniem wszystkie akta tej tajnej służby i przekazał je sowieckiemu GRU. Były tam wszystkie dane agentury WSW oraz kompromitujące dane na temat polityków.

Pamiętajmy o tym, kiedy generał Marek Dukaczewski po raz kolejny, na przykład u Moniki Olejnik będzie opowiadał o wielkim patriotycznym oddaniu WSI wolnej Polsce.

Pan generał pasuje do niepodległego i suwerennego państwa jak kwiatek, przepraszam, jak „Stokrotka” do kożucha. 

 

Artykuł opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta

kokos26
O mnie kokos26

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka