kokos26 kokos26
980
BLOG

„Orły, sokoły, bażanty” trzęsą portkami

kokos26 kokos26 Polityka Obserwuj notkę 3

 "Wydawałoby się, że z Lechem Kaczyńskim niewiele mnie łączy, ale to nieścisłość. W latach 70. zajmowaliśmy się Leninem, tyle, że ja wysadzałem w powietrze jego pomniki, a on cytował jego dzieła w swojej pracy doktorskiej."

Powyższy cytat to słowa Stefana Niesiołowskiego wypowiedziane na zjeździe Platformy Obywatelskiej, 21 maja 2006.

To bardzo typowe i charakterystyczne dla „elyt” III RP kłamstwo niech nam posłuży do przyjrzenia się pewnym sprytnym propagandowym zabiegom stosowanym przez każdą szajkę czy bandę, którą uda się wynieść na szczyty władzy przez obcą agenturę czy agentury.  

Otóż podobnie jak w PRL-u, każdy system służący obcym interesom musi powołać do życia swoich własnych „bohaterów” oraz otoczyć się parasolem ochronnym w postaci poparcia ludzi świata kultury, czyli różnych przekupnych pisarzy, aktorów i różnej maści artystów, którzy za 100 tysięczne nakłady książek, luksusowe domy pracy twórczej, talony na samochody i tym podobne zachęty będą głaskaniem władzy odpracowywać te wszystkie dobra, jakich dzięki tej władzy doświadczyli.

W III RP oczywiście marchewka przyjęła nieco inną postać, lecz kij pozostał niemal ten sam. Oznacza on niebyt w tak zwanym głównym medialnym nurcie. 

Ten początkowy cytat z Niesiołowskiego nazwałem kłamstwem, gdyż Stefan Niesiołowski nigdy w swoim życiu żadnego pomnika Lenina w powietrze nie wysadził. Podobnie jak nigdy w jego łódzkim biurze poselskim nie było Ryszarda C. mordercy Marka Rosiaka. Oba kłamstwa to prosta konsekwencja tworzenia fałszywych bohaterskich mitów i poczucia bezkarności pseudo-herosów, jeśli chodzi o coraz bezczelniejsze łgarstwa dotyczące retuszowania swoich życiorysów i wzbogacania własnej martyrologii wbrew historycznej prawdzie.

Jeżeli dodamy jeszcze do tego akcje Czumy i Niesiołowskiego, którzy chcąc pozyskać środki na konspiracyjną działalność „Ruchu” próbowali odebrać utarg kasjerce, a ta zmusiła ich do ucieczki okładając „zamachowców” torebką po łbach, to trzeba się głęboko zastanowić nad wielką akcją promocyjną, jaką przeprowadzili komuniści w latach 80-tych.

Czy aby nie z premedytacją uczyli oni nas niemal na pamięć nazwisk „największych wrogów PRL-u”, czyli tych wszystkich Kuroniów, Geremków, Wałęsów, Michników, Mazowieckich, Frasyniuków po to, aby podczas obrad okrągłego stołu nadwiślański plebs nie miał wątpliwości, że do rozmów z komuną zasiedli najdzielniejsi z najdzielniejszych?  

Należy zadać sobie pytanie, dlaczego „pierwszym pirotechnikiem” anty-komunistycznej opozycji Salon III RP uczynił akurat Stefana Niesiołowskiego? Czyżby nie było za czasów komuny nikogo, komu udało się wysadzić cokolwiek w powietrze i trzeba było z łapanki brać nieudacznika?

Do dziś przecież żyje na bagnach niedaleko Rząśnika na Mazowszu, 71 letni Jerzy Kowalczyk. To on w noc z 5 na 6 października 1971 roku wysadził w powietrze aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, w której nazajutrz miały odbyć się uroczystości ku czci, MO i SB. Akcje przeprowadził skutecznie i tak, aby nikomu nic się nie stało. Za swój, czym komunistyczna władza skazało go na krę śmierci. Dopiero na fali protestów w 1973 roku wyrok zamieniono na 25 lat więzienia, a w 1985 roku Jerzy Kowalczyk został warunkowo zwolniony z więzienia.

Czy komuniści to kompletni idioci, którzy nie tylko oszczędzili, ale i rozreklamowali na cały świat najzajadlejszych swoich wrogów, podczas gdy inni, rzekomo mniej groźni ginęli z rąk „nieznanych sprawców” i „seryjnego samobójcy” lub dziś żyją jak Jarzy Kowalczyk w zapomnieniu w towarzystwie bezdomnych kotów lub biedują zbierając puszki na śmietnikach?

Dlaczego dzięki peerelowskiej telewizji cala Polska oglądała serial „Ścigany”, czyli pogoń MO i SB za bohaterskim Bujakiem, a poszukiwania brawurowego zbiega Macierewicza odbywały się bez rozgłosu i podniesionej kurtyny?

Jakie motywy kierowały Kiszczakiem, który opozycyjnych „przeciętniaków” internował często w więzieniach i aresztach śledczych zaś „bohaterów gotowych na śmierć” za Polskę, którzy stanowią dzisiejszą „elitę”, umieścił „lekkomyślnie” w ośrodku wczasowym w Jaworzu, bez zamykanych cel i krat w oknach? Czyżby wiedział, że nikt nie ucieknie?

A może jest tak, że III RP, jak przystało na kontynuatorkę PRL-u potrzebowała kolejnych Karolów Świerczewskich, Janków Krasickich, Hanek Sawickich i Wand Wasilewskich, czyli „ludzi, którzy się komunistycznym kulom nie kłaniali” oraz „artystów-nadymaczy” wciągających ich mozolnie na cokoły?

Dlaczego wielki patriota i antykomunista Jerzy Kowalczyk żyje w biedzie i zapomnieniu, a w blasku fleszy grzeje się ktoś, kto na jego tle jawi się jak wsiowy głupek z odpustowym korkowcem?

W ten oto sposób dochodzimy do sedna, czyli kolejnego zamachu na IPN.

Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że podczas kierowania instytutem przez śp. Janusza Kurtykę instytucja ta pracowała na najwyższych z możliwych obrotach. Zatrudniona jest tam cała rzesza młodych i świetnych historyków, a publikacje Cenckiewicza czy Gontarczyka uzmysłowiły twórcom III RP, że tylko kwestią czasu jest ujawnienie prawdy o agenturalnej genezie powstania tego psudo-państwa.

Na nic zdało się palenie teczek, kiedy dzisiejsza wiedza historyków pozwala tak jak w przypadku doświadczonych archeologów odtworzyć mozaikę z kilku zachowanych fragmentów czy zaprezentować kształt starożytnego naczynia dzięki kilku ocalałym skorupom. 

Sporą część polskiego społeczeństwa czeka wielki poznawczy szok, a ci, którzy domyślają się prawdy są jak nasi rodacy, którzy znali prawdę o Katyniu i czekali jedynie latami na oficjalne tej prawdy potwierdzenie.

Brońmy IPN-u i nie pozwólmy zdrajcom na sparaliżowanie jego prac.

Jest tylko kwestią nieodległego czasu, kiedy przyjdzie nam zadać sobie za sienkiewiczowskim „Potopem” pytanie:

„Gdzie są dziś Polacy? Gdzie senatorowie tego królestwa, książęta, magnaci; szlachta, rycerstwo, jeśli nie w obozie szwedzkim? A przecie to oni pierwsi powinni wiedzieć, co im czynić należy, gdzie zbawienie, a gdzie zguba dla ich ojczyzny.

 Który by w świecie naród nieprzyjacielowi do zawojowania własnej ziemi pomógł?

 Gdzie jest taki naród, co by prywatę więcej ukochał, a sprawę publiczną więcej podeptał? Co oni mają, ekscelencjo ?... Niechże mi kto choć jedną cnotę wymieni: czy stateczność, czy rozum, czy przebiegłość, czy wytrwałość, czy wstrzemięźliwość? Co oni mają?

 Kto ich chce ratować, ten jeno czas próżno traci, bo oni sami nie chcą się ratować!... jeno szaleni, swawolni, źli i przedajni tę ziemię zamieszkują !.....

 Słuchając słów Weyharda Wrzeszczowicza musiał się wszelkimi siłami powstrzymywać, aby nie krzyknąć mu: “Łżesz, psie!" - i z szablą na niego nie wpaść. I jeśli tego nie uczynił, to dlatego, że niestety czuł i uznawał prawdę w słowach cudzoziemca, straszną, palącą jak ogień, ale rzetelną.”

Artykuł opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta

Polecam moja książkę:

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900


kokos26
O mnie kokos26

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka